Dziewczyny, 1. Czy surowe jabłko, marchewkę zaliczyłybyście do posiłków, którymi łatwo jest się zakrztusić? A może to kwestia podania? Zamiast księżyców z jabłka, może podać całe jabłko? 2. A co ze skórką warzyw i owoców? Pomidorów, jabłek, winogron? Wiadomo, że myć, ale czy obierać? 3. Często sama piekę chleby. Unikam mąki pszennej więc najczęściej jest to żytnia razowa, albo orkiszowa. Czy chlebek z takiej mąki nie jest "za cieżki" na żołądek Malucha? W książce Bobas lubi wybór jest wspomniane też o tym, że najmłodsze dzieci nie powinny spożywać zbyt wiele błonnika. Dlatego też nie jestem pewna, czy mogę serwować córeczce "mój chlebek", czy jednak używać lżejszej i barzdiej lekkostrawnej mąki pszennej? Jeśli tak, to jak długo czekać z wprowadzeniem żytniego i razowego pieczywa? 4. Orzechy? Doczytałam, ze w całości dopiero po 12 miesiącu. A czy to oznacza, ze mielone mogę od początku? (oczywiście obserwujac reakcję Malucha). 5. Nie natrafiłam do tej pory jeszcze na informację na temat melasy z karobu. Dozwolona, czy nielegalna na początek? 😉 6. Potrawy wzdymajace, np. fasolka po bretońsku? Czy na brzuszek Malucha to nie za wiele? 7. I na koniec takie ogolne pytanie: Mam zamiar wprowadzać produkty stopniowo. W tej chwili, podczas posiłków, w których moja córka uczestniczy jako widz, wszystko pożera wręcz oczami, wyrywa nam z rąk nasze kęsy. Podejrzewam więc, że z obiadu dostanie jej się trochę warzyw, ziemniaków, może ryby, ze śniadania kaszę, płatki, chleb, gdzieś po drodze zdarzy się owoc. I tak naprawdę wychodzi na to, że to nie stopniowe wprowadzanie, a wprawadzanie "wszytsko po trochu". Przyzwalacie? Będzie tak ok? Czy jednak, chociaż na początku, jescze troszkę ograniczać się np. do warzyw?